80 PDH "Commando" - Forum

Forum 80 PDH


#1 2006-10-28 18:05:01

marcela

wicek

Zarejestrowany: 2006-05-04
Posty: 228
Punktów :   

Manewry Techniczno Obronne

Data : 21-22.10.06.
Miejsce : Poligon Biedrusko
Godzina : 14.00 (21.10.06) – 14.00 (22.10.06)

  Na osiedlu Pod Lipami spotkali się inst. Przemo, st mł Wiewiór, mł. Bartek, Dolot i Marcela.
Wyruszyli aby zawojować na zawodach zwanych Manewrami Techniczno Obronnymi organizowanych przez podobną do naszej drużynę .

Kiedy dotarliśmy na miejsce, w bazie czyli w stołówce nikogo nie było tylko pozostawione beztrosko ciastka. Każdy wziął parę w rękę i ruszyliśmy bo czas gonił. Prowadził Wiewiór. Jak się okazało na pierwszym punkcie, nie ma innych drużyn oprócz naszej. Mimo wszystko organizatorzy aby uatrakcyjnić pobyt i się zrekompensować utworzyli własną ekipę, żebyśmy mieli z kim rywalizować. Do przejścia był tor przeszkód. Zjechanie na linie z drzewa, następnie „rozbicie namiotu” z pałatek, strzelanie do puszki, przebranie się w trzy kombinezony przeciwchemiczne, przebiegniecie w nich kawałek, potem należało zdjąć je, schować, nawiązać łączność (dwa telefony, odpowiednie druciki w odpowiednie miejsce i gotowe ), zrobić przejście za pomocą liny z jednego drzewa na drugie no i za pierwszym razem zadanie to okazało się totalną klapą. Straciliśmy tu co najmniej kilka minut. Przejście po linie ( nie mogła się ugiąć pod naszym ciężarem do mniej niż 1,5 metra ), schowanie pałatek i CZAS STOP. Za pierwszym razem byliśmy lepsi od organizatorów tylko o 0,5 minuty, kiedy ich startowało pięciu, a nas czterech.
Po nieudanym przejściu z drzewa na drzewo, a raczej po nieudanym skonstruowaniu przejścia, ćwiczyliśmy to tyle razy, aż instruktor Przemo, nie stwierdził, że wykonujemy zadanie w zadowalający sposób. I szło nam naprawdę szybko. Każdy miał zadanie i wiedział co robić, byliśmy zadowoleni i przygotowani do wystartowania w torze raz jeszcze i polepszenia czasu. Zjazd z drzewa, strzelanie, pałatka…tym razem bez zbędnych emocji i zastanawiania się. Polepszyliśmy czas o co najmniej 6 minut ( czy cos koło tego ). Potem zjeżdżaliśmy sobie jak bądź z drzewa. Zastosowaliśmy bardziej wymyślne i niebezpieczne ewolucje. Powrót. W czasie marszu, przećwiczyliśmy tyralierę. No i czas na relaks. Ponieważ zrobiło się już prawie ciemno rozpalono ognisko. Nastąpiła chwila dla łakomczuchów, kiełbaski, bułeczki, zupki, pojawiło się nawet cappuccino. To jednak nie był koniec zadań. Po degustacjach i przemiłej konsumpcji, wyjście w las…… 
Zostaliśmy wyposażeni w jedno radio tzw. „łoki toki”. Mieliśmy porozumieć się z pilotami Bolkiem i Lolkiem. Odnaleźć ich i przenieść w bezpieczne miejsce. Jedyne co wiedzieliśmy to, to że znajdują się w wyznaczonym trójkącie zaznaczonym na mapie. Zadanie było utrudnione bo po tym terenie poruszać się miał wróg. Ruszyliśmy, dowódcą był jak zawsze Wiewiór. Pierwszego z pilotów Bolka, albo Lolka ( nie pamiętam który to był, ale przyjmijmy, że Bolesław ) znaleźliśmy dość szybko. Razem z rannym zostali Dolot i Bochen. Dowódca z Marcelą zajęli się odszukaniem drugiej zguby. Z tym to już kiepsko było się dogadać, był w dole, nic nie widział, nie słyszał, żadnych charakterystycznych punktów. Kiedy  Wiewiór złamał gałąź i zapytał się go czy coś słyszał on odpowiedział, że tak i kazał nam kierować się w prawo. Taka informacja okazała się beznadziejna, bo przecież jego prawa, mogła być naszą lewą itd. Przeszliśmy parę kroków dalej, ja obstawiałam teren, dwa metry od dowódcy, ponieważ ten znów łamał gałąź. Nagle dostałam latarką po oczach. Czmychnęłam do Wiewióra i oboje stoczyliśmy się do rowu. „Tamci” zaczęli krzyczeć pół łamanym to niemieckim to polskim, że chyba jakieś dziki w lesie. Ogólnie, śpiewali, robili zamieszanie, popijali i chwalili polską wódkę. Musieliśmy przeczekać to wszystko, w ciszy.
Kiedy „Niemcy” jak ich nazwał Wiewiór odeszli, poszliśmy dalej. Nagle znaleźliśmy się przy drodze. Znowu gleba w leśna ściółkę, bo ktoś szedł z latarką. Przelazł pomiędzy mną a dowódca, dosłownie mijając każdego z nas o metr. Kiedy przeczekaliśmy chwilę, dalej próbowaliśmy kontaktować się z pilotem. Po pewnej chwili ten sam gościu cofnął się na drogę i zaczął krzyczeć w stronę lasu, że mamy się z niego wszyscy wynosić bo to teren prywatny i on wezwie policję. Weszliśmy w las. Odbój. Spotkaliśmy się z innymi uczestnikami zabawy. Na pytanie gdzie jest Lolek, powiedzieli nam, że właśnie go policja złapała. Faktycznie przyjechali. Ciekawa jestem, jaką minę miał Lolek kiedy zamiast ekipy ratowniczej odnalazła go prawdziwa policja. Wszystko zostało załatwione. Chwila na cappuccino w bazie i dalszy ciąg gry. Tym razem rannymi pilotami Był Bochen i Dolot, a inst. Przemo, st – mł Wiewiór i ml Marcela byli tzw. „Niemcami”. Zrobiliśmy parę rundek wzdłuż główniejszych dróg, kiedy nagle usłyszeliśmy wyraźne odgłosy w lesie. Marcela stanęła na drodze twarzą i latarką skierowaną w las, co prawda nic nie widząc, ale zaczęła mówić, „Patrz Wiewiór jest tam, bierzemy go na trzy, czte-ry”. W tym samym momencie gościu zwiał w popłochu. Mieliśmy ubaw.
Koniec zadania, cappuccino i kolejna misja, było już po północy. Na kartce, należało napisać swoje imię. Była to jakby bomba, granat, który należało umieścić jak najbliżej mostu, pilnowanego przez trzech strażników.
Rozdzieliliśmy się.
Marcela :
Poszłam z Dolotem. Postanowiliśmy obrać najdłuższą drogę do mostu, ale naszym zdaniem najmniej groźną. Rynną dawnego jeziora skradaliśmy się na czworakach bardzo ostrożnie. Powiedziano nam, że bywa tam mokro i czasami napotyka się dziki. Szłam pierwsza, nagle przyuważyłam coś szarego – wydawało mi się, że jest to śpiący zwierz. Pytam się Dolota, co to? Milczenie, które nastąpiło i po dłuższej chwili dość niepewne „nie wiem”, nie dodało mi otuchy. Postanowiłam rzucić w obiekt patykiem. Nie ruszyło się, więc nic nam nie groziło. Posuwaliśmy się dalej. Nagle widziałam już postacie strażników, most. Pełzliśmy jednak cały czas jeszcze bliżej. Kiedy odwracałam głowę patrząc czy Dolot jest za mną, z ledwością powstrzymywałam swój śmiech. Po prostu mój partner wyglądał komicznie. Niczym złowrogi kat, w czarnym kapturze, tyle że na czworakach. Pękałam ze śmiechu. Kiedy znalazłam się już przy murze, ktoś zaczął świecić latarką w naszą stronę. Zamarłam. Komenda „Powstań” ! Wstaliśmy obydwoje. Jak się okazało niepotrzebnie, bo mnie nie widziano. Dolota zdradziła jego czarna bluza z kapturem . Niestety misja zakończona, ale sprytnie i nieuczciwie, podrzuciliśmy karteczki do samego środka bunkra po przyłapaniu. Jak się potem okazało i tak podeszliśmy najbliżej. Cappuccino i spanko na połączonych  twardych ławkach.

Offline

 

#2 2006-11-03 13:31:45

PRZEMO80

Moderator

5888700
Skąd: Poznan
Zarejestrowany: 2006-05-03
Posty: 352
Punktów :   
WWW

Re: Manewry Techniczno Obronne

http://img212.imageshack.us/img212/8762/dsc04066sj5.jpg
http://img217.imageshack.us/img217/6887/dsc04028ox5.jpg
http://img217.imageshack.us/img217/2216/dsc03991dm9.jpg
http://img223.imageshack.us/img223/260/dsc04008ej1.jpg

Offline

 

#3 2006-11-03 15:53:33

Dolot

stary młody

Zarejestrowany: 2006-06-08
Posty: 84
Punktów :   

Re: Manewry Techniczno Obronne

Zdjęcia zaraz pojawią się w pełnej relacji na stronie. Zwłaszcza pierwsze się udało .

Edit:

Już jest na stronie.

Ostatnio edytowany przez Dolot (2006-11-03 17:23:34)

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
worldhotels Kurs Catering Rzeszów