80 PDH "Commando" - Forum

Forum 80 PDH

  • Nie jesteś zalogowany.
  • Polecamy: Gry

#1 2006-05-07 22:10:57

marcela

wicek

Zarejestrowany: 2006-05-04
Posty: 228
Punktów :   

"24 H" 2006

Dnia 28.04.2006 odbyła się już trzecia z kolei impreza „24h” organizowana przez 80tkę.
Uczestnicy spotkali się o godzinie 16.00 na boisku do siatkówki, naprzeciwko Straży Pożarnej w Czerwonaku. Na zbiórce instruktorzy przedstawili regulamin, który zainteresowani dobrowolnie podpisali, poczym przekazano ogólne informacje dotyczące marszo-biegu, oczywiście było to niezbędne minimum. Uczestnicy przedstawili swoje dwójki. W imprezie brało udział 7 osób, starzy-młodzi Max, Wiewiór, Dawid, Mateusz oraz młodzi Bartek, Rolad, Marcela. Warunki atmosferyczne nie były sprzyjające, ponieważ padał deszcz.

O godzinie 16.50 czas zaczął tykać, od tej pory odliczano 24 godziny…
80 tacy zostali załadowani na pakę wozu strażackiego i z całym swoim sprzętem tj. bronią i plecakami wywiezieni w las. Nagle kazano wysiąść i biec za inst. Maciejem. Na komendę, należało się schować, lub czołgać. Potem zostawiono w lesie, gdzie musieli zbudować z gałęzi zakamuflowane schronienie. W czasie tworzenia szałasów wywoływano po kolei do pierwszego zadania.
Wyruszył  Max, który jako jedyny nie miał swojego buddy (partnera), następni byli  Wiewiór i Dawid (W&D),  Mateusz i Marcela (M&M), oraz Bartek i Roland (B&R).

Pierwsze zadanie polegało na tym, aby dostać się na drugą stronę stawu, gdzie znajdowała się ranna osoba i przetransportować ją z powrotem przez wodę. Całość zadania ograniczał limit czasowy 10 min.  Do dyspozycji był ponton oraz lina. Jak się okazało nikt nie uniknął zamoczenia, co najmniej po uda. Po wykonaniu zadania każdej parze został wskazywany kolejny punkt, na który mieli dotrzeć, oczywiście przed wyprawą trzeba było zlokalizować miejsce, w którym obecnie się znajdowano. Od tego momentu do rana 80 tacy nie rozstawali się z mapą.
Po drodze drużyna M&M spotkała B&R i postanowili poruszać się dalej razem. Po pewnym czasie, kiedy czteroosobowa ekipa szła drogą utwardzoną, zobaczyła samochód i wszyscy postanowili się ukryć. Stanowczym skokiem wpadli w zarośla i przeczekali aż pojazd zniknie. Nagle ktoś stanął na skraju lasu i dziwnie zaczął się przyglądać, jakby ta szybka akcja była, co najmniej śmieszna. Okazało się, że byli to Dawid i Wiewiór, którzy nie zważając na żadne pojazdy po prostu sobie szli. Dalej poruszali się już sześcioosobową paczką i już żadne samochody nie stanowiły przeszkody.
Na kolejnym punkcie sprawdzono umiejętności strzeleckie. Należało trafić do celu z wiatrówki z miejsca (około 5 strzałów na osobę ), jak i poruszając się (też po 5 strzałów). Potem idąc ze swoją giwerą na hasło „trzecia” lub „dziewiąta” należało odwrócić się we właściwą stronę i trafić do wskazanego celu.
Pierwszą ekipą, która wyruszyła z 10 minutowym wyprzedzeniem była W&D, potem M&M i na końcu B&R.
Kolejny punkt mieścił się na niewielkim pagórku. Należało tam z mapy wyliczyć odległości pomiędzy wskazanymi punktami. Kiedy ostatnia ekipa opuszczała ten teren robiło się ciemno.
Około 1,5 km przed następnym zadaniem drużyna M&M dostała telefon od instruktora Skóry, że jeśli nie pojawią się na miejscu za 10 minut to stanowisko zostanie złożone. Pozostali bez wyjścia – musieli biec.
Zadanie, do którego było im tak spieszono pozornie wydawało się proste.
Kajakami przepłynąć rzeczką około 3 km pod prąd. Główne problemy to ciemność i skoordynowanie ruchów na podwójnych „łódkach”. Kajak prowadzący to ekipa M&M, gdzie Marcela wyposażona w latarkę czołową Rolanda wybierała najdogodniejsze miejsce do przepłynięcia. Nie było to łatwe, bo czasami było naprawdę gęsto przez krzaki, gałęzie i trzciny, dodatkowo wszystko parowało, wiec widoki przesłaniała nieprzyjazna mgiełka.
Nagle na brzegu pojawił się tajemniczy jegomość, który zaczął wyzywać dzielnie radzących sobie „żołnierzy”. Przez to biadolenie i niezły trzcinowy galimatias ekipa B&R przewróciła kajak, wpadając do wody. Chwile po tym incydencie wpadli M&M, a niedługo potem w tym samym miejscu polegli cieszący się ze swojego dotychczasowego sukcesu - bycia „suchym” W&D. Mateusz zdenerwowany niepowodzeniami stanowczo uświadomił nieznajomemu, że jeśli nie przestanie marudzić wszyscy się potopią. Gościu chcąc chyba się zrekompensować, podczas gdy ekipy przenosiły parędziesiąt kilogramowe kajaki, oznajmił Marceli, że może ponieść jej wiosło…Cały czas padało…
W końcu wszyscy dotarli na miejsce przy Zalewie Kowalskim. Tam trzeba było nazwać różnego rodzaju czołgi, samoloty itd. przedstawione na obrazkach, czyli tzw. „rozpoznanie”. Wyruszono dalej z większym impetem, ponieważ powiedziano, że Max ten punkt ukończył 3 godziny temu.
Niedługo po starcie ekipy M&M oraz W&D połączyły swoje siły, a para B&R zniknęła gdzieś z przodu.
W konsekwencji tego sporego opóźnienia zlikwidowano jeden punkt, pozbawiając drużyny możliwości zdobycia dodatkowych punktów. Zadania przewidziane w tej bazie wykonał tylko Max. Musiał rozpalić ognisko, uzdatnić wodę i zrobić namiot z pałatki.   
Całą noc maszerowano…
Około godziny 5.30 połączone ekipy dotarły na parking pod Dziewiczą Górą, na którym czekał już od 4 godzin Max. Do 7.00 mieli czas, który wykorzystali na to aby się przebrać, zjeść i rozpalić ognisko. Próbowano dodzwonić się do drużyny B&R, która po drodze zaginęła. Niestety komórki okazały się nie być ani wodoodporne, ani pogodoodporne. O 7.00 na miejsce przyjechał wóz strażacki z inst. Maciejem, który oznajmił, że chłopacy powinni niedługo dotrzeć. No i dotarli – cali przemoczeni, a Rolad dodatkowo nabawił się kontuzji, co było przyczyną jego rezygnacji.
Padało…
Wszyscy zostali przewiezieni do Straży Pożarnej w Czerwonaku, gdzie udostępniono pomieszczenie garażowe. 80 tacy mieli godzinę na oporządzenie się i ewentualny odpoczynek.
Część drugą „24 h” kontynuowało już tylko 6 osób. Kolejne zadania nie wymagały noszenia ze sobą broni ani plecaka.
Na początku pierwsze dwie osoby tj. Max i Bartek przebrały się w kombinezon przeciwogniowy przypominający nieco skafander astronauty wylatującego na Marsa. Były wielkie, przez szybkę w jednym z nich trudno było cokolwiek ujrzeć, swobodne oddychanie było niemożliwe, no i miały być wodoszczelne, ale jak się okazało nie ma rzeczy wodoszczelnych. Zadanie brzmiało tak, aby przenieść ciężką pompę na wskazane miejsce. Utrudnienie polegało na tym, że pary przez całą drogę były lane wodą z węża strażackiego, bardzo silnym strumieniem.
Ponownie wszyscy byli mokrzy i do końca całej imprezy nie było sensu się przebierać.
Następna część polegała na tym, aby przebrać się w kombinezony przeciwchemiczne OP1 oraz maski gazowe tzw. „słoń”. Pierwsi wystartowali Max, Marcela i Dawid. Należało przebiec się kawałek za instruktorem Maciejem, potem biec wodnym strumykiem, przejść tunelem i czołgać się po piasku, następnie stanąć i grzecznie dać się opłukać.
Kiedy ekipy myślały, że najgorsze już za nimi to najgorsze dopiero się zbliżało….
Zostali załadowani na pakę i przewiezieni w las. Tam czekał na nich ponton. W sześć osób mieli trzymać ponton do góry tak, aby nie upadł na ziemie. Na polecenia instruktora, należało unosić go na wyprostowanych rękach, zginać, robić przysiady, biec, truchtać w miejscu, siedzieć w kałuży, oczywiście wszystko, aby nie uszkodzić sprzętu i rzeczy dodatkowo załadowanych na nim (lin, znaków i generalnie bardzo ciężkich torb ).
Było zimno i mokro…
Kiedy godzina minęła dano ekipie możliwość wyboru – albo 5 minut z pontonem, albo 10 minut w stawie. Wybrano to drugie, według 80 taków wszystko było lepsze od dmuchanej łodzi.
Aby było cieplej wszyscy klęcząc w wodzie objęli się. Wyglądało to, co prawda jak kółko różańcowe, ale przynajmniej nie było aż tak zimno jak mogłoby być.
Kiedy czas się zakończył, uczestników czekała następna godzina z pontonem. Chwile leciały nieubłaganie wolno, ręce drżały z wysiłku, bólu i przeszywającego zimna. Dodatkowo musieli dwa razy uciągnąć wóz strażacki.
Godzina minęła… słońce nie wyszło ani na chwile, było zimno…
Zadanie następne… dotrzeć do parkingu pod Dziewiczą Górą z trzema wielkimi oponami od tira. Kilometrów było około pięć…czas 2,5 godziny. Zesztywniali i brudni 80 tacy toczący ciężkie czarne koła budzili u miejscowych niesamowite zaciekawienie. Jeszcze żeby tego było mało dwóch członków ekipy chodziło w pałatkach zrobionych z wykładziny znalezionej na jakimś śmietnisku. Projektantami byli Mati, który również przywdział owy „dywan” oraz Max, który użyczył swojego cuda Marceli. Widok takich sześciu osób był wiec zabawny. Brakowało tylko lampy Alladyna, ale za to ekipa miała trzy opony.
Na miejscu następne zadanie- ostatnie.
Zaliczyć cztery punkty, jeden z nich mieścił się na samej Dziewiczej Górze, należało nazwać różne oznaczenia, które zawiera mapa, potem dopasować nazwy pojazdów do fotografii, następnie zapamiętać 4 pozycje strzeleckie i w odpowiedniej kolejności je zastosować na wyznaczonej trasie. Pyzatym na każdym punkcie podawane były cyfry i liczby, które należało zapamiętać…było to kolejno 25, 41, H2, B3. W między czasie odpowiedzieć na 20 pytań. Ich treść była przeróżna, poczynając od tego, z jakimi państwami graniczy Polska, do tych związanych z historią ogólną, czy historią drużyny.
Po wykonaniu zadania, 16.50 minęła i z ulgą można było powiedzieć, że misja zakończona!
Ucieszeni tym stanem faktycznym, 80 tacy nie zauważyli, że Max zniknął. Nie długo trwały chwile  zaniepokojenia, ponieważ zaraz potem Max wyłonił się z lasu w pięknym, lśniącym, zielonym berecie. Został wice instruktorem jak i również zajął pierwsze miejsce w całym marszo- biegu. Drugie należało do Mateusza i Marceli (M&M), trzecie Wiewióra i Dawida (W&D), czwarte Bartka i Rolada (B&R).
Zdjęcia, gratulacje, prezenty, uśmiechy, poklepywania, brawa, radość…taki był finał tej niesamowicie wyczerpującej imprezy.

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
Szamba betonowe Zawidów Najlepsze Seabreaze Garden apokalipsa2012 hotel Wałcz